Złapałam za klamkę drzwi wyjściowych, ale poczułam, że
ktoś już je ciągnie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam, że Luke puszcza mnie
pierwszą. Uśmiechnęłam się i wyszłam na zewnątrz, ale Luke nie miał zamiaru
wejść. Puścił klamkę i drzwi same się zamknęły. Staliśmy naprzeciwko siebie, aż
w końcu to on odezwał się pierwszy.
-Cześć
-Cześć. – atmosfera była trochę taka dziwna, Luke też nie
był taki jak zawsze. – Dawno cię nie widziałam. Jak to możliwe, że ciągle się
mijamy. – uśmiechnęłam się i pokazałam ręką na szklane drzwi. Przecież obydwoje
tu tańczymy. Fakt – ostatnio jest mnie tu tyle, że wcale. Ale mimo wszystko
dobrze go zobaczyć.
-Może w sumie i dobrze. Nie wiem nawet czy mogę z Tobą
rozmawiać.- był jakby zły albo smutny. Może coś pośrodku. Nie patrzył na mnie w
ogóle, jeździł wzrokiem po wszystkim co było dookoła, ale na mnie nie
spoglądał. Jasne było, że to co właśnie powiedział, odnosiło się do Justina.
-Jasne, że możesz. To moja sprawa.- i w końcu spojrzał na
mnie. I też lekko uśmiechnął. Ale tak minimalnie. –Ale teraz muszę już lecieć.
Spieszę się, przepraszam.- no tak, przez niego omal nie zapomniałam, gdzie się
tak spieszyłam.
-Tak, jasne. Nie ma sprawy.- uformował usta w cienką
linię i złapał za klamkę. – W takim razie do zobaczenia.
-Do zobaczenia- uśmiechnęłam się, żeby może jakoś go
pocieszyć i gdy wchodził już do środka, zbiegłam szybko po schodkach. Zapięłam
płaszczyk i owinęłam się chustą. Było dosyć zimno. Wsadziłam w uszy słuchawki i
puściłam muzykę, chowając telefon razem z rękoma w kieszenie. Nie skupiałam się
nawet na piosence. Leciała jakaś pierwsza lepsza, losowo wybrana. Z każdym
krokiem bałam się coraz bardziej, nie wiem co mi odwaliło, żeby zgadzać się na
to spotkanie, ale teraz w grę nie wchodziło wycofanie się. Jak Justin się dowie..
zagniewa się na śmierć. I na tą myśl nagle zwolniłam kroku. Prawie, że
stanęłam. Chcę już do Justina. Mogłam już siedzieć w jego aucie, powitana jego
uśmiechem z długim pocałunkiem. Zamknęłam oczy i ruszyłam dalej. Idę tam i
koniec. Chcę się dowiedzieć co ma mi do powiedzenia.. Stanęłam nagle, ściągając
szybko słuchawki. Stałam na środku jezdni na pasach, a po każdej mojej stronie
trąbił samochód. Nie zdałam sobie nawet sprawy, że weszłam na jezdnie.
Spojrzałam na budynek, do którego zmierzam. Założyłam szybko kosmyk włosów za
ucho i pośpiesznie zeszłam na chodnik. Odwróciłam się jeszcze, widząc jak
samochody zaczynają z powrotem swoją jazdę i wszystko wraca do normy. Brakowało
tu tylko Justina. Zawsze wyciągał mnie z kłopotów i już raz uratował mnie, zanim
wpadłam pod samochód. Uśmiechnęłam się sama do siebie na wspomnienie naszego
drugiego przypadkowego spotkania. Gdy byłam cała zmęczona i spocona, bo
zachciało mi się biegać, a on i tak odprowadził mnie pod dom. Przerwałam te
myśli stając przed budynkiem, gdzie kiedyś znajdowała się siłownia. Teraz
stara, ponura i opuszczona. Weszłam niepewnie do środka. Było dość ciemno,
światło padało jedynie przez zabrudzone szyby na kilka sprzętów do ćwiczeń. Nic
tu pewnie nie miało już prawa działać. Na środku stał duży ring, który po
części też był oświetlony. W smudze światła unosiło się tylko tysiące pyłków.
Kurz to w ogóle jedyna rzecz jaka się tu ruszała, oprócz mnie. Ruszyłam przed
siebie patrząc jak zostawiam po sobie ślady na drewnianej, skrzypiącej
podłodze. W sumie można by to jeszcze odratować. Zrobić tu coś nowego albo
nawet odbudować tą siłownie. Poczułam nagle zapach tytoniu. Serce zaczęło mi
szybciej bić, nie mialam odwagi odwrócić głowy, chociaż nie wiedziałam skąd
dochodzi smród.
-Przyszłaś.- odwróciłam się z szybkością światła.
Siedział w rogu pomieszczenia, ale widać mu było tylko buty wysunięte przed
szereg i spalonego prawie papierosa. Serce prawie mi stanęło, gdy rzucił go na
ziemie i wstał, żeby dokładnie zagasić go podeszwą. Mimo wszystko podłoga była
drewniana i nie chciał stworzyć pożaru. Ruszył w moją stronę ukazując całą
swoją sylwetkę w świetle. Nie oddychałam przez sekundy, gdy podszedł do mnie, a
jego dłoń boleśnie powoli zmierzała w kierunku mojego policzka. Zamknęłam oczy
i zacisnęłam zęby , gdy przejechał kciukiem po mojej skórze.
-Dzień dobry, Skarbie. Cieszę się, że Cię widzę.-
Otworzyłam oczy, patrząc się na niego. Doskonale zapamiętałam jego twarz.
Pamiętam ją gdy znalazłam się z Maggy na wyścigach. Złapał mnie za ramię, a ja
odwróciłam się i ujrzałam tą samą uśmiechającą się twarz co teraz.
-Czego chcesz?- nie spuściłam głowy, ale wzrok
odwróciłam. Miał takie fałszywe spojrzenie.
-Dobrze cię zapamiętałem. Chociaż, wyładniałaś. Ale buźkę
dalej masz tak nie wyparzoną jak miałaś. I Justin sobie na to pozwala?. – na
język cisnęło mi się mnóstwo epitetów jego osoby, ale nie miałam odwagi.
Chciałam wyjść stąd cała. Jeśli w ogóle dopuszczona była taka opcja.
-O tym mieliśmy rozmawiać?
-Co prawda to prawda. Widzisz? Nawet są sprawy, w których
się zgadzamy.- uśmiechnął się mierząc moją sylwetkę, przygryzając przy tym
wargę.- Nie mogę powiedzieć ci wszystkiego, bo byłoby za kolorowo, ale..-
przeciągnął ostatnie słowo, zamyślając się.-Widzisz, Justin to świetny
kierowca. Zrobił co zrobił, ale do przewożenia takich ładunków nadawał się jak
nikt. Mimo wszystko musiałby chyba ponieść konsekwencje, nie sądzisz? Może się
przyłączyć do nas, a po pewnym czasie zostanie mu wybaczone. Dużo Mała nie
wiesz, ale.. Twój facet może to naprawić.
-Justin nie wybaczy ci tego, co zrobiliscie Hannah.
-Dziwka sama się pchała- słysząc jego słowa, wyrwałam z
jego mocnego uścisku swoją dłoń. Zdenerwowało go to. Złapał moją twarz w dłoń i
ścisnął policzki. Zamknęłam oczy, gdy przybliżył swoją twarz do mojej
zdecydowanie za blisko.
-I na tym się nie skończy. Możesz być pewna. Ale nie
będziemy walczyć z tym w nieskończoność. Żeby nie odbiło się to na kimś, kto
znaczy dla Justina wszystko.- zaśmiał się i nachylił się nade mną. Poczułam jak
po moim policzku spływa łza, gdy jego usta dotknęły mojej szyi. Poczułam jego
język i zaczęłam się wyrywać. Nie miał zamiaru robić nic więcej. Puścił mnie.
Ale jego śmiech był obrzydliwy.
-Chyba nic tu po mnie. W takim razie do zobaczenia na
wyścigu. Mam nadzieję, że się pojawisz, Skarbie- na jakim do cholery wyścigu? O
czym on mówił – Justin ci nie mówił?- widział to chyba po moim wystraszonym
wyrazie twarzy. – Życzę mu powodzenia.- zaśmiał się i wyszedł. Jakim do cholery
wyścigu? Łzy niekontrolowanie zaczęły mi spływać po twarzy. Nie chciałam tu
siedzieć, potrzebowałam świeżego powietrza. Ruszyłam biegiem do drzwi.
Obejrzałam się dookoła, gdy byłam już na zewnątrz. Nigdzie go nie było. Dlaczego
w ogóle chciał rozmawiać o tym ze mną? Nie rozumiałam..Zaczął nagle dzwonić mój
telefon. Bałam się odebrać bardziej niż spotkania z Bradem.
-Cześć, Kochanie. Gdzie mam Cię odebrać?
-Ehm, nie trzeba, wrócę do domu sama.
-Ale.. jestem już w mieście. Umawialiśmy się, że Cię
odbiorę.- nie chciałam teraz z nim być. Chciałam się wypłakać i pobyć trochę
sama. Może to strach. Przecież i tak musze z nim o tym porozmawiać. – Chloe?
-Jestem- ocknęłam się – No dobrze, może..- spojrzałam na
budynek i od razu ruszyłam dalej. Jak najdalej stąd. –Będę pod galerią.
Musiałam coś kupić.
-Dobrze. Za dziesięć minut będę.- rozłączyłam się i
wsadziłam telefon do torebki. Galeria była na szczęście trzy minuty stąd na
pieszo.
Wsiadłam do samochodu ściągając chustę, która wydawała mi
się śmierdzieć papierosami.. Justin uśmiechnął się do mnie, nachylając się w
moją stronę. Jego pocałunek rozluźnił nieco strach w moim brzuchu. Uśmiechnęłam
się. Mimo wszystko cieszyłam się, że jest obok.
-Jak trening?- pomijając kolejny krwotok z nosa, wszystko
okej, ale nie miałam zamiaru mu o tym mówić. Nie chciałam, żeby przejmował się
bardziej niż za pierwszym razem.
-Dobrze. Fajnie było w końcu wrócić. – uśmiechnęłam się,
a on odpowiedział tym samym.
-Zabieram Cię do siebie, mam dla Ciebie coś- zmienił
temat, kładąc dłoń na moim kolanie. Cieszył się.
-Przepraszam, ale jakoś źle się czuje. Mógłbyś zawieść
mnie do mnie?- tak strasznie się czułam kłamiąc go. Nie chciałam go kłamać..
-Przez chwilą mówiłaś, że wszystko w porządku. Chloe, coś
się dzieję?
-Po prostu gorzej się dziś czuje, ale to nic poważnego.
Wszys..
-W takim razie zostanę z Tobą – przerwał mi, a ja tylko
się uśmiechnęłam. Całą resztę drogi wpatrywałam się w szybę. Męczyło mnie to
udawanie. Zatrzymaliśmy się pod moim domem, a ja szybko wysiadłam z auta.
Justin poszedł w moje ślady. Weszłam do domu, rzucając wszystko w przedpokoju.
-Zrobić ci coś do picia?- nie odpowiedziałam tylko
odwróciłam się w jego stronę.
-Kiedy miałeś zamiar powiedzieć mi, że znów się ścigasz?-
wyszło to ze mnie jakoś samo. Nie chciałam dłużej udawać. Justin patrzył na
mnie z przymrużonymi oczami.
-Skąd wiesz o wyścigu?
-Obiecałeś! Przecież dobrze wiesz, że chodzi mi tylko o
Ciebie!
-Wiem. Doskonale wiem i dlatego nie miałem zamiaru się
ścigać. Skąd o tym wiesz?- był zły. Ale miałam to w dupie, ja też byłam zła.
-Po prostu wiem! Tylko szkoda, że nie od Ciebie!
-Brad..- powiedział bardziej sam do siebie niż do mnie. Szybko
poszło.- Widziałaś się z nim? Widziałaś się z Bradem?- nie odpowiedziałam,
tylko przełknęłam głośno ślinę. Przysunął się do mnie, krzycząc. Był
wściekły.-Czy ty oszalałaś? Mówiłaś kurwa, że więcej tego nie zrobisz..
-A ty mówiłeś, że więcej nie pojedziesz w tych głupich
wyścigach!
-Co ty sobie myślałaś, co?
- A ty co sobie myślałeś?! Przecież on nie odpuści. To
będzie się ciągnęło. Mam tego dosyć. Mam dosyć tej sytuacji i jego. Nie chcę
się ciągle zastanawiać, kiedy w końcu coś ci zrobi, albo coś ci się stanie na
tym głupim torze! Nie chce już o tym myśleć, chcę żeby było normalnie!- łzy
zaczęły mi spływać, po policzkach, a Justin zacisnął na to powieki.
-On prędzej weźmie sobie na celownik ciebie. Jedyne jaką
krzywdę może mi zrobić, to skrzywdzić ciebie. I doskonale o tym wie. O to mu
chodzi. A Ty jak na zawołanie robisz to, co on chce. I to ty się narażasz, nie
patrząc na mnie!
-Co mam zrobić? W takim razie powiedz mi co mam zrobić! –
ja też krzyczałam. To nie była w sumie rozmowa. Oby dwoje przekrzykiwaliśmy się
nawzajem.
-Nic!- złapał mnie za ramiona, i za mój podbródek, żebym
na niego spojrzała. – To ja mam chronić ciebie. Ale ty tylko robisz mi na
przekór.
-To może jest na to tylko jedno rozwiązanie..-
powiedziałam dużo spokojniej i wyrwałam się z jego uścisku.. Te słowa nie
chciały ze mnie wylecieć, i po chwili żałowałam ich..
-Przestań pieprzyć, Chloe!- złapał mnie za nadgarstek,
przyciągając do siebie. Objął mnie, całując w głowę. Chciałam wydostać się z
jego objęć, ale Justin kurczowo mnie trzymał. Zaczęłam płakać. Zaczęłam go od
siebie odpychać. Zachwiałam się, gdy nie obejmował mnie już tak mocno.
-Mówiłeś, że dasz sobie z tym spokój..- mówiłam spokojnie,
ale byłam trochę zapłakana.- Że więcej nie pojedziesz w żadnym głupim wyścigu.
Nie rozumiesz, że się martwię? Robisz same niebezpieczne rzeczy. Nie bądź
samolubny, ja też tu do cholery jestem!- zaczęłam prawie że krzyczeć. Justin
chciał złapać mnie za rękę, ale szybko ją zabrałam.
-Nie rozumiesz? Jeśli nie pojadę, on może coś zrobić.
Chuj ze mną, nie chcę, żeby coś się stało Tobie! A jak mam Ci to zapewnić, jak
Ty nic mi nie mówisz! – miałam już dość tych krzyków. Chciałam zatkać uszy jak
mała dziewczynka.. –Przecież ten skurwysyn mógł ci coś tam zrobić. Jak pomyśle…-
przeczesał dłonią po włosach i odwrócił się. Uderzył otwartą dłonią w ścianę i
z powrotem odwrócił się w moją stronę. – W ogóle nie dbasz o swoje
bezpieczeństwo!
-Nic mi nie jest!- chciałam mu przerwać, ale chyba
jeszcze bardziej go tym zdenerwowałam.
-A co gdyby nie!?- stał tak blisko i krzyczał. Nie
widziałam go jeszcze takiego.
-Przestań się tak zachowywać! Nie obronisz mnie przed
całym światem, ja też dam sobie radę!
-To Ty jesteś całym moim światem- powiedział nagle
całkiem spokojnie. Spojrzałam na niego zaszklonymi oczami. Ocknęłam się po dłuższej
chwili. Spuściłam wzrok.
-To dlaczego tak robisz? Wiem co jest dla mnie dobre.. –nachylił
się, a ja podniosłam wzrok. Był tak blisko.
-Bo chcę cię obronić przed wszystkim co złe. Ale ty
musisz mi na to pozwolić. Mimo wszystko. Bo Cię kurwa kocham, Chloe. Rozumiesz?
________________________________________________
HEEEEJ, O TO JESTEM Z NOWYM ROZDZIAŁEM. NAPISAŁAM WAM GO SPECJALNIE NA ŚWIĘTA I POWIEM WAM, ŻE PISAŁO MI SIĘ BARDZO FAJNIE. POSZŁO MI NAPRAWDĘ SZYBKO, AŻ SIĘ SAMA SOBIE DZIWIŁAM. :) MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBAŁ I ZOSTAWICIE I JAKIŚ MALUTKI KOMENTARZ ! ;*
CHCĘ WAM TEŻ ŻYCZYĆ WESOŁYCH I POGODNYCH ŚWIĄT. ŻEBY SPEŁNIŁY SIĘ WASZE NAJSKRYTSZE MARZENIA, ZDROWIA, SZCZĘŚCIA, POMYŚLNOŚCI, DUUUUŻO PIENIĘDZY ;) I ŻEBY KAŻDA Z BELIEBER MOGŁA KIEDYS ZOBACZYĆ JUSTINA CHOCIAŻ JEDEN RAZ, SPEŁNIĆ TAKIE MARZENIE, I INNYM TEŻ TEGO ŻYCZĘ Z WASZYMI IDOLAMI :) KURCZĘ MOGŁABYM WAM SKŁADAĆ TYLE ŻYCZEŃ, ŻE BYŁYBY ONE DŁUŻSZE OD ROZDZIAŁU, ALE NIE CHCE WAS ZANUDZAĆ. JESZCZE RAZ ZDROWYCH I WESOŁYCH ŚWIĄT !
ja również życzę Ci wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, żebyś kiedyś miała okazje porozmawiać ze swoimi idolami Harrym i Justinem, żeby na blogu było coraz więcej wyświetleń, żeby opowiadanie nadal było takie wspaniałe jak jest i żebyś miała dużo weny ;) . rozdział jak zwykle genialny! <3
OdpowiedzUsuńdziękuje Ci kochana, ciesze się, ze się podobał :*
UsuńO Boże, kurwa kocham!
OdpowiedzUsuńhahha, dziękuję skarbie <3
UsuńJezu, czekałam na moment kiedy powie jej, ze ja kocha <3
OdpowiedzUsuńEkstra kochanie ~JB
OdpowiedzUsuńCudowny kochanie ~JB
OdpowiedzUsuńCudne <33333333
OdpowiedzUsuń