20 czerwca 2016

Rozdzial 50

Wyszłam spod strumienia gorącej wody i owinęłam się ręcznikiem. Maggy wróciła do domu już godzinę temu, a ja nie miałam żadnego planu na dzisiejszy dzień. Pogoda zdawała się już poprawiać, ale od dwóch dni było okropnie. Marzyłam, żeby jak najszybciej nadeszło lato, wszystko było ładniejsze i prostsze. Chociaż w moim przypadku to wątpliwa sprawa. Nie chciałam już nawet myśleć, że wszystko się ułoży, i wmawiać sobie, że będzie tak jak kiedyś. Chciałam o to wszystko walczyć, ale co ma się stać, stanie się. Westchnęłam i złapałam za szczotkę. Nie suszyłam na co dzień włosów, ale jedynym powodem, przez który podłączyłam suszarkę do prądu, to powiew gorącego powietrza. Chyba jednak nie trzeba było jeszcze wychodzić spod prysznica. Włączyłam suszarkę zamykając oczy. Może powinnam trochę posprzątać? To w sumie był dobry pomysł, i tak nie miałam niczego ciekawszego do roboty. Do głowy przyszło mi co może robić teraz Justin, a suszarka wyłączyła się. Ze strachu nie tknęłam nawet palcem. Odłożyłam ją jednak pod lusterko, gdy zgasło też światło. Poprawiłam ręcznik i wyszłam z łazienki. Moje włosy były w tym momencie w opłakanym stanie. Znowu musieli zabrać prąd. Nie zdziwiło mnie to, gdy zobaczyłam co dzieje się za oknem. Przez wirujący w powietrzu śnieg, nie dało się zobaczyć kompletnie nic. Poczułam nagle tęsknotę i smutek. Nie tak wyobrażałam sobie dzisiejszy dzień. Sama w domu, a na dodatek bez prądu. Ruszyłam do swojego pokoju, nie wiem czemu obracając się za siebie po drodze aż trzy razy. Zamknęłam drzwi i otworzyłam szafę z ubraniami. Naciągnęłam na siebie bieliznę i dresy. I w momencie, gdy chwyciłam w ręce koszulkę Justina, żałowałam całej tej kłótni i tego, że go tutaj nie ma. Przyłożyłam ją do nosa i uśmiechnęłam się. Zamknęłam szafę i w biegu na dół założyłam na siebie szarą koszulkę mojego chłopaka. Zwolniłam jednak, prawie że stając, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nigdy nie spodziewałabym się nikogo w taką pogodę. Oprócz.. Justina oczywiście. Ruszyłam szybko do drzwi, odkluczając je najpierw na tysiąc sposobów. Otworzyłam drzwi, a Justin od razu wszedł do środka, wyręczając mnie i zatrzaskując drzwi. Momentalnie dostałam gęsiej skórki, gdy poczułam cholernie zimny wiatr z dworu.
-Dlaczego nadal masz wyłączony telefon? Dzwoniłem chyba ze sto razy!
Spojrzałam na leżący na kuchennym stole telefon. Rzeczywiście zapomniałam go naładować.
-Rozładowany..
Powiedziałam cicho. Jaki sens miało tłumaczenie się. Mogłam się domyślić, że będzie się martwić.
-Martwiłem się, dobrze o tym wiesz. Zastanawiałem się czy..
Zaczął krzyczeć, ale gdy spuściłam wzrok na swoje palce, uspokoił się. Wyciągnął w moim kierunku rękę, ale za chwilę cofnął ją. Poczułam jak przewraca mi się wszystko w brzuchu. Widziałam jak chciał mnie dotknąć, ale wahał się. Zacisnęłam powieki i po chwili spojrzałam na niego.
-To był Alex.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale po chwili do mnie dotarło, że chodziło mu o faceta z brodą. Postanowił mi to jednak mimo wszystko sprostować.
-Ten facet, który prawie Cię potrącił.
-Skąd się znacie?
Spojrzał na mnie ze strachem w oczach. Widziałam go takiego od dobrych kilku dni, i zastanawiałam się co się z nim dzieje.
-To brat Brad’a.
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, ale szybko zrezygnowałam. Podeszłam do Justina i przytuliłam się do niego, obejmując go w pasie. Bardzo mocno. Wahał się, ale objął mnie ramieniem. Był strasznie zimny i mokry.
-Przepraszam.
Uśmiechnęłam się do siebie, ciesząc się, że w końcu jest obok. Puściłam go i ruszyłam do kuchni. Sięgnęłam po zapałki i odpaliłam gaz, bez prądu mogliśmy liczyć tylko na herbatę. Justin wszedł powoli do kuchni, a ja podeszłam do niego, i zaczęłam ściągać z niego mokrą kurtkę.
-Będziesz chory.
Justin złapał mnie za policzki uniemożliwiając dalsze rozbieranie go z tych przemoczonych rzeczy. Podniosłam na niego wzrok, a Justin uśmiechnął się lekko i nachylił się by mnie pocałować. Zamknęłam oczy czując na ustach jego zimne wargi. Z chęcią jednak odwzajemniłam pocałunek.

***

Siedzieliśmy na kanapie w salonie, przytuleni do siebie, popijając herbatę. W domu było dość ciemno. Jedynie wszędzie rozstawione przez nas świeczki dawały jakieś światło. Zastanawiałam się, czy mam zaczynać rozmowę o tym całym Alex’ie. Coś musiałam jednak powiedzieć. Justin nie był pewny czy nadal jestem zła, czy nie.
-To przez niego? Tego Alexa?
Spojrzał na mnie dużo łagodniejszym wzrokiem.
-To przez niego od kilku dni tak się zachowujesz?
-Nie wiem Chloe co mam robić.
Odstawiłam kubek na stolik i przytuliłam się do niego. Justin objął mnie ramieniem i pocałował w głowę. Przyglądałam się, jak płomienie świeczek falują pod naszym wzrokiem. W objęciach Justina było dużo cieplej.
-Może nie powinniśmy nic robić? Może, gdy staramy się to wszystko zatrzymać, dzieje się coraz gorzej? Powinniśmy trochę odpuścić.
-Nie mogę odpuścić, jeśli w tym wszystkim chodzi o Ciebie.
Justin odstawił swój kubek, ja ułożyłam wygodnie głowę na jego kolanach.
-Może to nie chodzi o mnie. I nie chodzi o Ciebie. A jeśli to tylko zbieg okoliczności, że się tutaj znalazł?
Głaskał mnie po włosach, i czułam, że jest zdenerwowany. Ale dużo bardziej rozluźniony niż przez ostatnie kilka dni.
-Chloe, Chloe.. to nie jest takie proste. To nie jest charakter, który tak łatwo sobie odpuszcza. Brad siedzi w więzieniu. A on zjawił się tu po to, żeby mu pomóc. Za wszelką cenę.
Podniosłam się i odwróciłam w jego stronę. Usiadłam mu na kolanach i złapałam jego policzki.
-Obiecaj mi, że wróci mój dawny Justin. Stęskniłam się za nim, a nie wiem jak długo bez niego wytrzymam. Cieszmy się tym, co jest teraz. Proszę Cię.
Justin objął mnie w pasie i uśmiechnął się lekko. Objęłam ciasno jego szyje i mocno się do niego przytuliłam. Oby dwoje spojrzeliśmy w stronę drzwi, gdy usłyszeliśmy, że ktoś je otwiera. W drzwiach pojawił się Sam, a światło nagle zapaliło się. Cała trójka zaśmiała się na ten widok.

***

Justin
Siedziałem w salonie z Samem, i spoglądałem co chwilę do kuchni na Chloe. Gotowała, więc mieliśmy idealny moment, żeby porozmawiać. Sam złapał za pilota i podgłośnił telewizor.
-Alex tu jest. Od kilku dni.
-Wiem. Chloe też to wie.
Spojrzał na mnie przestraszony. Zerknąłem jeszcze raz na Chloe i przesiadłem się na kanapę obok Sama.
-Powiedziałeś jej?
-Musiałem. Miałem dość ukrywania tego przed nią, w końcu i tak sama dowiedziałaby się kim jest. Ten skurwiel prawie przejechał ją na pasach.
Przejechałem dłońmi po twarzy, chcąc zmyć z siebie to wszystko. Miałem tego po dziurki w nosie. Przerażało mnie to, jak bardzo chciałem chronić Chloe. Kochałem ją tak mocno, że byłbym w stanie zrobić dla niej totalnie wszystko.
-Ścigam się. Pojutrze.
Spojrzałem na niego i wiedziałem, że mówi o wyścigu z Alex’em.
-Zwariowałeś już do końca. Nie będziesz się w to mieszał!
-Nie pytam Cię o zdanie. Chloe jest moją siostrą, i czy Ci się to podoba, czy nie, pojadę w tym wyścigu.
Wstałem w kanapy i podszedłem do okna. To wszystko robiło się coraz bardziej chore. Najpierw wciągnąłem w to Chloe, teraz jeszcze Sama. Musiałem to jakoś zakończyć. Bałem się, że będę musiał zrobić to, czego nie wybaczę sobie do końca życia.. Spojrzałem na to, co dzieje się za oknem i wiedziałem, że to będzie trudny i niebezpieczny wyścig. Jeśli Chloe się dowie…
-Głodni?
Odwróciłem się, gdy usłyszałem uśmiechniętą Chloe. Spojrzałem na Sama, który wstał z kanapy i rzucił mi pocieszające spojrzenie. Ruszyłem za nim do kuchni.

***

Leżeliśmy w jej łóżku przytuleni do siebie i zastanawiałem się, jak skończy się ten głupi wyścig. Telewizor był włączony, ale Chloe nie oglądała go. Jej głowa spoczywała na moim torsie, a jej wzrok wbity był w ścianę. Zacząłem głaskać ją po ramieniu, a Chloe podniosła na mnie wzrok.
-Chciałabym wrócić do tańczenia. Oczywiście jeśli z kostką będzie wszystko w porządku. Powinno już być.
-Nie sądzisz, że jest za wcześnie?
-Minęło naprawdę dużo czasu, poradzę sobie.
-W takim razie pójdę z Tobą. Do tego lekarza.
Chloe uśmiechnęła się szeroko, a ja zdałem sobie sprawę, że trzymam w dłoniach cały swój świat. Jeśli to ją uszczęśliwiało, musiałem na to pozwolić.
-Dziękuję.
Pocałowała mnie w policzek i wróciła do poprzedniej pozycji. Wyprostowała się jednak szybko, gdy oby dwoje poczuliśmy na łóżku wibrację. Odsunęła pościel i wyciągnęła z pod poduszki telefon.
-To Nathan.
Spojrzała na mnie, ale nic nie powiedziałem. Odebrała, patrząc się na mnie.
-Hej.. W porządku, dziękuję..
Uśmiechnęła się i wstała, podchodząc do okna.
-Jeszcze nic nie wiem, ale dam od razu zdać.. miło.
Odwróciła się w moim kierunku i odłożyła telefon na biurko.
-Chciał zapytać co u mnie. Zbieg okoliczności.
Uśmiechnęła się, i siadła na brzegu łóżka, wkładając splecione dłonie między uda. Podniosłem się z poduszki, i złapałem ją za rękę.
-Wszystko w porządku?
Pokiwała twierdząco głową i uśmiechnęła się.
-Pamiętasz jak było na początku? Kiedy to wszystko zaczęło się dziać. Byłam tu? Czy dołączyłam to tego wszystkiego?
-Dlaczego o to pytasz?
Wspięła się na środek łóżka i usiadła po turecku obok mnie. Zaczęło mi się przewracać w żołądku, nie miałem ochoty znowu o tym gadać. Ostatnio tkwiło to w mojej głowie nawet w nocy.
-Nie.. w sumie niepotrzebnie. Dobrze jest tak jak jest.
Oczywiście wiedziałem, że to nie prawda, ale znów przypomniało mi się, że to ja jestem za to wszystko odpowiedzialny.
-Chciałabyś cofnąć czas?
Uśmiechnęła się i przekręciła lekko głową. Przybliżyła się do mnie i przy mnie klękła. Pocałowała mnie, ale jakoś nie poczułem ulgi.
-Nie. Ani o dzień, ani nawet do przedszkola. Nasze uczucie jest teraz tak silne.. na początku tak nie było. A wiedząc, że jesteś częścią każdej sekundy mojego życia, mimo wszystko sprawia, że czuję się bezpieczna. Zawsze tak jest, gdy mnie przytulasz.
Od dłuższego czasu szczerze się uśmiechnąłem i złapałem Chloe w pasie. Po chwili już leżała pode mną, wpatrując się w moją twarz świecącymi oczkami. Zawiesiła ręce na mojej szyi, przyciągając mnie do siebie. Wsadziła dłonie pod moją koszulkę, a ja z ogromną chęcią pocałowałem ją. Nasz związek był jak związek zła z niewiarygodnie przejrzystym dobrem. To ja byłem czarną częścią  planszy. I czarnymi pionkami. To uczucie, gdy kochasz kogoś tak bardzo, że zaczynasz wchodzić pomiędzy białe pionki sprawia, że nie da się ich już rozdzielić. A gry nie można zacząć od nowa. Biała część nie jest już białą częścią. Wszystko jest białoczarne. I takie już zostanie. Ale z miłości robi się różne głupie rzeczy.. Dlaczego do głowy przychodzi jedynie rozrzucenie pionków poza obszar planszy?
-Kocham Cię, Justin.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na jej piękną twarz. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo ją kochałem . Słowa nie mogły tego odzwierciedlić. A może to prawda, że miłość przezwycięży wszystko?
-Ja Ciebie też, Chloe. Bardzo.
__________________________________________
NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE TO JUŻ 50 ROZDZIAŁ... JESTEM WAM BARDZO WDZIĘCZNA I BĘDĘ WAM TO POWTARZAĆ DO ŚMIERCI :D
W KAŻDYM RAZIE MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBAŁO I ZOSTAWICIE PO SOBIE KOMENTARZ. Z GÓRY DZIĘKUJĘ ;*

6 komentarzy:

  1. Super rozdział!!! Zresztą jak każdy inny !!! �� PS. Koleżanka z ask'a... Elizabeth G. ����

    OdpowiedzUsuń
  2. Ideał❤️❤️❤️ Super ze dodajesz tak szybko rozdział 😍😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Skomentowałam już na asku ale to nic,
    Słodki taki kochany ten rozdział <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy