13 grudnia 2015

Rozdzial 22

-Mack… - cofnęłam się o krok i zamknęłam mu przed nosem drzwi. Automatycznie i bez zastanowienia. Stał tam i trzymał w ręku kwiaty. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego. Jego obecność w ogóle nie może być czymś dobrym. Stałam jak słup, jak wbita w ziemię, i gapiłam się w te cholerne drzwi. Nigdy, ale to przenigdy nie pomyślałabym, że to akurat on stanie w progu mojego domu. Tutaj. Niby tak daleko od niego. A jednak. Jest tutaj. Pół metra ode mnie. Dzielą nas jedynie jakieś sześć centymetrów. Nie wierzyłam w to co się dzieję. Nie chciałam w to wierzyć. Dzwonek do drzwi znowu wydał z siebie ten przeraźliwy dźwięk.
-Chloe, wpuść mnie. – nie zareagowałam. Nie byłam w stanie nawet nic powiedzieć. –Słyszysz? Chcę pogadać. – podeszłam do drzwi i oparłam się o nie.
-Idź stąd! – walnęłam zaciśniętą w pięść dłonią w ciemną powłokę. –Idź, rozumiesz!?
-Chcę porozmawiać. – słyszałam go zbyt wyraźnie. Wiedziałam, że on także przykleił się do drzwi, żeby lepiej mnie słyszeć.
-Ale ja nie chcę. Nie chce z tobą rozmawiać, nie chcę cię widzieć, nie chcę cię tu.- Zamknęłam oczy i pomyślałam sobie o Justinie. Gdyby tylko tu był. Trzy minuty wcześniej..
-Daj mi chwilkę. Dosłownie pięć minut. Chcę z Tobą porozmawiać jedynie pięć minut. I później pójdę.- nie odpowiedziałam. Łapałam tylko głęboko powietrze i cichutko i powoli je wypuszczałam. –Proszę. Pięć minut. Daj mi chociaż tyle. – odsunęłam się i z wahaniem złapałam za klamkę. Zastanawiałam się czy dobrze robię. Ale jeśli da mi spokój, to chce mieć to już za sobą.. Otworzyłam drzwi i stanęłam w nich.
-Nie zamierzasz mnie wpuścić? Chcesz tu tak rozmawiać? Przy wszystkich?- odwrócił się w stronę ulicy. Przełknęłam ślinę i weszłam do środka. Stanęłam dwa metry dalej stając naprzeciwko niego. Zamknął za sobą drzwi i zrobił krok w moją stronę, wyciągając przy tym rękę. Cofnęłam się i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Co ty tutaj robisz?
-Nie mogłem bez ciebie wytrzymać, to już tyle czasu.. musiałem z Tobą porozmawiać.
-Ale nie ma o czym, Mack. Nie mamy już o czym ze sobą rozmawiać!
-Mamy! Chce cię przeprosić.- wyciągnął w moim kierunku rękę z kwiatami. Cofnęłam się. Nie chciałam ich przyjąć.
-Ale ja nie chcę, rozumiesz. Nie chcę przeprosin, nie chcę kwiatów, nie chcę, żebyś znów właził w moje życie!
-Ale Chloe, ja Cię nadal kocham.
-Nie. Nie mów tego! – zasłoniłam uszy dłońmi jak małe dziecko i zamknęłam oczy. Ruszyłam do kuchni. Mack za mną. Położył kwiaty na stole i podszedł do mnie.
-Ale tak jest. Kocham cię. Nigdy nie przestałem.
-Mack, czy ty oszalałeś? Nas już nie ma. I nigdy nie będzie. To już nic nie da! Zostaw mnie w spokoju!
-Wiem, to co zrobiłem było nie wybaczalne, ale..
-I nadal nie jest..- nie dałam mu dokończyć. Nie miałam zamiaru słuchać tych bzdur. Chciałam, żeby sobie już poszedł..- To już nie wróci. Ta cała szopka jest na marne. Wyjdź stąd!
-Nie wyjdę. Chcę, żebyś mi wybaczyła. – złapał mnie za ramiona, i mocno ścisnął. Chciałam się wyrwać, ale złapał mnie tylko mocniej podchodząc bliżej. Patrzył mi prosto w oczy.- Kocham cię i wiem, że ty mnie też.
-Mack, nie kocham Cię!
-Możemy to naprawić, wszystko będzie jak dawniej.
-Już nic takie nie będzie- uspokoiłam się trochę i też spojrzałam w jego oczy. Chciałam, żeby zrozumiał.-Nic! To co zrobiłeś.. Nie chce tego pamiętać i nie chcę pamiętać Ciebie. Teraz jestem inna. Mam inne życie. Swoje własne. I nie ma w nim miejsca dla Ciebie. I nigdy nie będzie. Musisz zapomnieć. Jak ja, już dawno temu..
-Nie mów tak, Chloe.- przybliżył do mnie swoją twarz, próbując mnie pocałować. Odsunęłam się wyrywając, ale chłopak nie chciał mnie puścić.
-Mack! Puść mnie!- krzyczałam do niego, ale nie reagował. Chciał mnie mieć jak najbliżej siebie. –Puść mnie słyszysz? I wyjdź stąd!
-Chloe?!- obydwoje spojrzeliśmy w kierunku, skąd dobiegał głos. Serce zaczęło mi walić gdy zobaczyłam złego Justina. Mack trzymał w dłoni mój mocno ściśnięty nadgarstek. Justin podszedł do nas i pchnął Macka na meble kuchenne. Ten puścił mnie, łapiąc się za głowę, by nie uderzyć nią w coś.
-Justin..- złapałam go za ramię, zanim wpadnie mu do głowy, żeby go uderzyć.
-To twój chłoptaś?- Mack spojrzał na niego zły. Obydwoje byli źli i nabuzowani.
-Masz coś do Chloe? Nie zrozumiałeś, że masz ją puścić?!
-To chyba nie jest twoja sprawa, co?- Justin złapał w pięści jego koszulkę i oderwał go od drewnianej powłoki, by zaraz z powrotem uderzyć nim w meble. Zakryłam usta na ten widok. Mack skwasił się w reakcji na ból głowy. Podniósł się jednak startując do Justina.
-To nie twoja sprawa o czym rozmawiam z moją dziewczyną!- na te słowa Justin szybkim ruchem przywalił Mackowi pięścią prosto w nos. Krew w sekundzie zabrudziła jego górną część koszulki.
-Justin! Mack!- Mack chwiejąc się na nogach próbował utrzymać równowagę, ale Justin niespodziewanie ponownie go uderzył. Miałam wrażenie, że przynajmniej dwa razy mocniej.
-Jeszcze raz dotkniesz Chloe, to nie wyjdziesz z tego cały. Rozumiesz?- chłopak wytarł nos w rękaw. Przeraził się, gdy zobaczył ile krwi w dwie sekundy wchłonęło w materiał. – Wypierdalaj stąd!- Mack odepchnął się od mebli i trzymając rękę przy nosie zmierzał w kierunku wyjścia.
-To nie musiało się tak skończyć. Pożałujesz tego jeszcze. Obydwoje pożałujecie!
-Spierdalaj stąd!- Mack trzasnął za sobą drzwiami a ja zaczęłam momentalnie płakać. Tego było za dużo. I działo się tak niespodziewanie. Do tego całego popiepszonego bałaganu doszedł jeszcze Mack.. To nie miało prawa dobrze się skończyć. I wiedziałam, że Mack sobie nie odpuści. Justin podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Nie płacz. On już cię więcej nie skrzywdzi. – zaczął głaskać mnie po włosach dodając otuchy.- Dobrze, że wróciłem.. Ubieraj się. -Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.
-Ale..
-Nie ma ale. Pojedziemy do mnie.
-Musze zadzwonić do Sama, powiedzieć mu..
-Później to zrobisz. No już, ubieraj buty..- ruszyłam do przedpokoju i usiadłam na ziemi naciągając na stopy trampki. Zawiązałam je pośpiesznie i złapałam za torebkę.
-Musimy tylko zrobić jakieś zakupy. Lodówka jest totalnie pusta. – uśmiechnęłam się do niego, a on pocałował mnie w czoło, puszczając mnie przodem.

***

-Pojdę po mleko- Justin spojrzał na mnie, gdy zaczęłam zawracać wózkiem.- Do kakała.- Justin uśmiechnął się i pomachał głową. Stanęłam na podpórce przy kółkach i odepchnęłam się. Wózek ruszył a ja łapałam po drodze potrzebne rzeczy. Stanęłam nagle, gdy zobaczyłam jak zza regału wychodzi Susan.
-Tylko nie ona..- powiedziałam do siebie i zaczęłam zawracać wózek.
-Chloe!- krzyknęła za mną, ale ja nie zatrzymałam się. Słyszałam tylko jej szpilki. Coraz szybsze, podbiegała do mnie. Poczułam jej dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się unikając dotyku.-Nie widziałyśmy się dawno. – uśmiechała się do mnie udając słodką idiotkę.
-I wolałabym, żeby tak zostało.- odwróciłam się pakując do wózka rzeczy, które w sumie nie były potrzebne. Chciałam tylko, żeby sobie poszła.
-Jesteś tu z Justinem?
-Dlaczego cię to interesuje?- zatrzymałam się w połowie wkładania butelki z sokiem do wózka. Chciała mi odpowiedzieć, ale spojrzałyśmy nagle w stronę idącego do nas Justina. Miał przymrużone oczy, stanął niepewnie obok mnie, łapiąc mnie w pasie.
-Musze lecieć, pa- uśmiechnęła się sztucznie i ruszyła tupiąc swoimi czerwonymi szpilkami.
-Czego ona chciała?
-Pytała o Ciebie.- pchnęłam wózek zostawiając Justina w tyle. Podszedł do mnie szybko, utrzymując mi kroku.
-I?
-Akurat się zjawiłeś. To było tylko krótka wymiana zdań.
-Ten dzień chyba nie należy do udanych..- powiedział bardziej do siebie. Stanęłam a Justin po chwili razem ze mną.
-Nasz poranek ci się nie podobał?- na moje słowa uśmiechnął się i podszedł do mnie. Wsadził do wózka co trzymał w ręce i stanął przede mną, łapiąc mnie w pasie.
-Najlepszy w moim życiu. Jak na razie- pokazał zęby w uśmiechu i pocałował mnie. Na środku sklepu. Odkleiłam się od niego szeroko się uśmiechając. – To co jemy na kolacje?

***

-Dawno mnie tu nie było- powiedziałam, gdy weszłam do jego domu. Justin wszedł za mną z siatkami. Poszedł od razu do kuchni, zostawiając zakupy na stole. –Zaraz wracam- uśmiechnęłam się i wskazałam ręką na schody. Justin pokiwał głową rozpakowując siatki a ja ruszyłam na górę do łazienki. W tylnej kieszeni zaczął wibrować mi telefon. Stanęłam w korytarzu i odebrałam. Nie znałam numeru.
-Halo?- nikt nie odpowiadał. Poczułam ukłucie zdając sobie sprawę z tego, kto może dzwonić. Stałam tak jeszcze przez kilka chwil. Rozłączyłam się szybko przykładając telefon do klatki piersiowej. Serce waliło mi jak oszalałe. On nie wie, że powiedziałam o wszystkich Justinowi.. Ruszyłam pośpiesznie do łazienki.
________________________________________________________

4 komentarze:

  1. Najlepsze ff jakie czytałam kocham *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko *o*
    Co jak co, ale jak czytam twoje opowiadanie to serce to mało co mi nie wyskakuje!
    Rozdział cudowny i czekam na kolejny!
    Weny miś x.
    http://let-is-make-every-second-worth-it-jb.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy